 |
Obłąkane Potwory Tudzież hardkor.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Serpi
Lord of Arcania
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 16:13, 07 Lut 2006 Temat postu: [R]Pokochać Nietoperza x) |
|
|
Ehh.. tak o wklejam bo mi się znalazło gdzieś na kompie.
OMG... jakie to jest głupkowate x)
Kolejny rok w Hogwarcie rozpoczął się dla Severusa zupełnie normalnie. Kolejny rok dręczenia Pottera, nauki tych wszystkich denerwujących bachorów, kolejny rok wydajnej pracy przy eliksirach dla Albusa Dumbledore'a. Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem, wprowadzono pierwszorocznych, których za pomocą tiary poprzydzielano do odpowiednich domów. Severus z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądał się swoim nowym podopiecznym. Po skończonym przydziale Dumbledore wstał i zaczął przemowę.
- W tym roku mamy przyjemność powitać dwoje nowych nauczycieli. Obronę nad czarną magią przejmuje profesor Lupin...
Reszta słów została zagłuszona gromkimi brawami i okrzykami radości jak również złośliwymi gwizdami dobiegającymi ze strony stołu Slytherinu. Profesor Lupin wstał, uśmiechnął się radośnie, po czym ukłonił się i usiadł.
Severus mruknął coś pod nosem o przyubogich wilkołakach. Ponownie rozległ się głos Dumbledore'a.
- Powitajmy również profesor Lisę Elsworth, która zajmie się Historią Magii ze względów na od dawna zasłużoną emeryturę profesora Binnsa. W Wielkiej Sali rozległy się chichoty i okrzyki niedowierzania. Nikt nie umiał sobie wyobrazić by duch - profesor Binns dobrowolnie odszedł na emeryturę.
Lisa Elsworth była mile wyglądającą kobietą o blond kręconych włosach i niebieskich oczach. Na pierwszy rzut oka wyglądała na osobę opanowaną, lubiącą porządek, umiejącą zachować ciszę w klasie.
Rozległy się brawa o wiele cichsze niż te, które zebrał Lupin. Blondynka uśmiechnęła się i usiadła. Powitalna uczta zaczęła się na dobre.
***
Severus Snape przygotowywał w swym gabinecie eliksir Vitrasantrum, który był niezbędny Zakonowi. Usłyszał ciche pukanie, które niewątpliwie należało do jakiegoś namolnego ucznia.
- Proszę. - warknął w stronę drzwi nie odrywając się od pracy. W kamiennym gabinecie rozległy się ciche, nieśmiałe kroki. Snape lekko poirytowany dziwnym zachowaniem ucznia, podniósł głowę i ujrzał coś, co kompletnie wytrąciło go z równowagi. Kobieta ubrana w jasnozieloną szatę, z burzą blond włosów na głowie, ciekawie dotykała słoiku z suszonym mózgiem skorpeny. Tak jak podejrzewał naczynie runęło i rozbiło się o kamienną posadzkę lochu.
- Co pani wyprawia?! - wrzasnął i rzucił się, by ratować cenny składnik.
- Och, ja przepraszam, nie chciałam! - blondynka zarumieniła się wściekle. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, padłaby już martwa.
- Co pani tu robi? - jego usta przypominały wąską szparę. Akcentował wyraźnie każde słowo.
- Ja...również jestem w Zakonie i... profesor Dumbledore przydzielił mnie...panu do pomocy - wykrztusiła.
- Z jakiej racji? - zapytał Severus podobnie jak przed chwilą.
- Miałam wysokie OWUT-emy z eliksirów, a poza tym pasjonują mnie.
- Doprawdy? - zapytał Snape, siląc się na spokojny ton. Postanowił ignorować to wybitnie irytujące babsko.
- Lisa Elsworth -kobieta wyciągnęła rękę. Mężczyzna zmierzył ją morderczym spojrzeniem.
- Severus Snape - burknął, nachylając się nad kotłem.
Kobieta zaczęła przemierzać regały z jego prywatnymi składnikami i głośno odczytywać nazwy co ciekawszych zbiorów. Snape wzniósł oczy ku sklepieniu lochu. "Ignoruj ją, to sobie pójdzie, ignoruj."
Brzęk tłuczonego szkła.
"Licz do dziesięciu. Jeden...dwa...trzy...cztery...pięć...sześć..."
Po chwili kobieta zaczęła grzebać w jego prywatnym schowku. Nagle wyciągnęła czarne bokserki, które Severus wrzucił tam niedbale, zapracowany jakimś eliksirem.
- Balujemy po nocach? - zapytała, uśmiechając się rozbrajająco.
Cierpliwość Snape'a ewidentnie się skończyła.
- Proszę stąd natychmiast wyjść!!!
- O nie, ja się stąd na pewno nie ruszę. - odparła Lisa, dalej grzebiąc w jego schowku. Snape sięgnął po różdżkę.
- Celować w bezbronną kobietę? - Lisa obróciła się do niego.
- Proszę stąd wyjść! - powtórzył, akcentując każde słowo - Natychmiast!!!
Kobieta spojrzała na niego prowokująco.
- Bo co? Rzuci pan na mnie urok? - zapytała, zakładając rękę na rękę.
- Nie! Bo panią stąd wyniosę! - warknął Severus zdenerwowany do granic możliwości. Kobieta prychnęła niczym rozjuszona kotka.
- Nie ośmieli się pan.
Severus ruszył do przodu i chwycił oszołomioną Lisę w pasie. Wyniósł z pomieszczenia i postawił przed drzwiami.
- I nie wpuszczam do gabinetu bez pisemnego zawiadomienia od Dumbledore'a. - warknął, po czym trzasnął drzwiami.
"Dlatego właśnie nie mam żony" - pomyślał - "Co za wścibskie babsko..."
***
Pierwszy tydzień września upłynął bez żadnych szczególnych wydarzeń. Severus rozpoczął już swe badania i analizy dotyczące poszczególnych eliksirów oraz zamówił u nielegalnej bandy rosyjskich magów składniki, na których posiadanie ministerstwo dało zakaz. Jednak zakon potrzebował eliksirów, a Snape był w te klocki najlepszy. Wiedział co, gdzie, jak i kiedy.
Dla Lisy pierwszy tydzień był całkiem przyjemny. Zdobyła akceptację uczniów z Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru. Tylko uczniowie Slytherinu zdawali się gwizdać na należny dla niej szacunek. Byli złośliwi i nieuprzejmi wobec niej. Ona odwdzięczała się szlabanami i odejmowaniem punktów, jednak każda lekcja ze starszymi Ślizgonami była dla niej udręką. Młodsi Ślizgoni nie byli aż tak dokuczliwi i nieposłuszni, chociaż spoglądali na nią nieco pogardliwymi spojrzeniami.
W swoim gabinecie zaczęła ważyć już kilka własnych eliksirów dla Zakonu. Brakowało jej paru składników, które na pewno posiadał Snape. A już na pewno nie chciała o nie prosić. Dobra była w eliksirach, być może nie tak jak Severus, ale lubiła, i co najważniejsze, umiała ważyć eliksiry. Cierpliwości do eliksirów nauczyła się od starszego brata, którego uwielbiała nad życie. Czuła, że ten rok i ta praca w Hogwarcie upłyną jej całkiem miło.
***
Ciche pukanie do drzwi. Severus oderwał się od pracy, podążając w ich kierunku.
"Aby to nie była ona" - przemknęło mu przez myśl. Otworzył drzwi.
- Oto pisemne pozwolenie profesora Dumbledore'a, no i mam jeszcze wsparcie duchowe Gryfonów. - Szczupła kobieta ubrana w obcisłą, długą czarną szatę z kapturem, której nie powstydziłaby się nawet dziewczyna z okładki najnowszej "Czarownicy", wręczyła zdumionemu Severusowi kawałek pergaminu. Mężczyzna szybko przeczytał zapisek.
- Eliksir blokujący włamania do umysłu? - zapytał, spoglądając z powątpiewaniem na Lisę, która z zapałem grzebała w jego składnikach.
- I nie tylko! - odparła, wyciągając fiolkę z krwią demigorgona.
- Proszę to odłożyć - warknął.
- Mam prawo do korzystania z pańskich składników - odpowiedziała, wyrywając mu pergamin z ręki i machając nim Snape'owi przed nosem, schowała fiolkę do kieszeni czarnej szaty. Severus zmierzył ją wściekłym spojrzeniem. Jedna brew podniosła mu się do góry.
- Czy twój strój Liso, nie jest zbyt młodzieżowy? - zapytał, uśmiechając się złośliwie.
- To samo wywnioskował Irytek, goniąc mnie aż do drugiego piętra i myśląc, że jestem uczennicą. - odparła Lisa z uśmiechem.
Severus parsknął pogardliwie, lecz Lisa zdawała się tego nie zauważyć, dalej buszując wśród składników. Snape'a zaczęło to już drażnić i irytować. Nie mógł skupić się na sprawdzaniu zadanych wypracowań. To brzdęk szkła, to Lisa przelatująca od jednego regału do drugiego. Gdy Severus miał już ochotę wziąć różdżkę i za cenę spokoju mieć Lisę na zawsze na sumieniu, kobieta wyszła zza regału i z zakłopotanym uśmieszkiem oznajmiła, że wzięła już to, co powinna. Czmychnęła do drzwi jakby ją goniło tuzin Śmierciożerców. Bynajmniej Severus Snape nie jest głupcem, na jakiego na pierwszy rzut oka może wyglądać. Wstał i ruszył do miejsca zbrodni, czyli do regału, w którym ostatnio Lisa grzebała. Na kamiennej podłodze ujrzał to, czego się obawiał. Rozbity słoik z resztkami czegoś, co kiedyś było śledzioną Pasteralowca.
W lochach rozległ się donośny krzyk Mistrza Eliksirów, przerywając dwóm Ślizgonom romantyczną sytuację.
- A jemu co się stało? - zapytał zdumiony Draco Malfoy.
- Nie wiem, on ostatnio coś bardzo nerwowy. - odpowiedziała Pansy, uśmiechając się zalotnie.
***
Do końca września Snape miał spokój. Lisa wpadała co dwa dni na chwilkę po jakieś składniki i zaraz się zmywała. Severus był z tego niezmiernie zadowolony, więc nieco się zdziwił na widok Lisy, która ładuje się z kotłem oraz całą jego zawartością do JEGO gabinetu. Z wrażenia usiadł na krześle.
- Witaj, Severusie. - powiedziała z uśmiechem - Wiesz, postanowiłam...
- Żądam wyjaśnień! - zbudził się z szoku Snape.
- Straszny u ciebie bajzel Severusie. Żaden słoik nie ma etykietki. Widać, że brak tu kobiety...
- O, a ty może Liso masz mężczyznę? - zapytał cynicznie Severus.
- Nie.- odpowiedziała kobieta oblewając się szkarłatem.
- Nie dziwię się.- mruknął złośliwie mężczyzna.
- I kto to mówi - odcięła się Lisa.
- Znam wiele kobiet - obruszył się Severus.
- Aha, zaczynając od mamy a kończąc na cioci. - dodała Lisa z ironią. Snape spojrzał na nią morderczym wzrokiem. - To ja może zajmę się moim eliksirem. - Lisa czmychnęła z pola widzenia by pojawić się wraz z brzdękiem tłuczonego szkła tam, gdzie pozostawiła kocioł. Snape podążył za nią, naprawiając przy okazji fiolkę, która zawierała kiedyś napój wzmacniający.
- Wyjaśnij mi - warknął - Czemu przyniosłaś to wszystko do MOJEJ pracowni?
- Bo wiesz, ja jestem trochę zapracowana, bo uczniowie mają straszne zaległości, wyobraź sobie...
- No i co?! - przerwał jej szorstko Severus.
- No i uznałam, że bezpieczniej będzie przenieść to wszystko tu, bo ty zawsze dopatrzysz czy nic się nie dzieje z eliksirem...prawda? - zamrugała oczami i starała się całym swoim kobiecym pięknem wziąć Severusa na lep.
- Nie ma mowy - warknął mężczyzna ani trochę oczarowany wdziękiem Lisy.
- Proszę. - szepnęła, spuszczając wzrok.
- Nie. - Severus był nieugięty.
- No dobrze, to będę musiała przychodzić tu codziennie. - szeroki uśmiech wlał się kobiecie na twarz - Dorobię sobie klucz.
- Ale dlaczego tutaj?! - wykrzyczał Snape.
- Bo u mnie może wybuchnąć.
- A niby tutaj nie?!
- Tutaj też, ale tu są specjalne warunki. Wiesz, te grube ściany...
W myślach Severusa gościła już wizja, jak jego ręce zaciskają się Lisie na szyi.
- Ale to MÓJ gabinet. - furknął buntowniczo.
- Obiecuję, już nic, naprawdę nic nie stłukę. - w chwili gdy to mówiła, rąbek jej seledynowej szaty zahaczył o, na szczęście pusty, słoik, w wyniku czego naczynie stłukło się.
Snape spojrzał na nią z politowaniem.
***
Po godzinach namów, szantażach, prośbach, groźbach i przekonywań Snape zgodził się dla świętego spokoju i urządził Lisie kącik w dawnym schowku na miotły, mopy i tym podobne urządzenia, które teraz powędrowały do kąta. Nie zgodził się na żadne dorabianie kluczy, miała siedzieć tam wyłącznie w jego obecności. Także, jakież było jego zdziwienie, gdy po powrocie do gabinetu zastał tam Lisę, która najspokojniej buszowała wśród składników. Jego drzwi były zabezpieczone i nie można ich było otworzyć żadnym zaklęciem.
- Co ty tu robisz? - warknął na powitanie.
- Pracuję. - furknęła kobieta. Miała na sobie wyjątkowo ładną, czarną suknie, a niesforne loki związane były w dobieranego warkocza. Na rzemyku miała srebrny klucz otwierający drzwi, czego był pewien, JEGO pracowni. Wiedział, że musiała go dorobić, ale nie wiedział kiedy dorwała się do jego klucza, którego zawsze nosił przy sobie. Na widok jego miny przystanęła.
- Ma się te znajomości Severusie. - z uśmiechem weszła do swojego kącika. Snape opadł na fotel, ta kobieta kompletnie wyprowadzała go z równowagi. Nagle skojarzył fakty. Dzisiaj wyjątkowo dręczyła go pewna mała Ślizgonka, chodziła za nim przez cały dzień a odczepiła się dopiero gdy zagroził szlabanem
"Ach te kobiety" - pomyślał z irytacją.
***
Wraz z listopadem przybyło tajnych misji dla Zakonu, w wyniku czego Severus wracał zupełnie wyczerpany późno w nocy. Natomiast Lisa opiekowała się jego eliksirami i gabinetem. Zawsze po powrocie z misji odnajdywał na biurku eliksiry orzeźwiające, kolację, świeże ubrania. Trochę go to irytowało, bo zawsze znajdywał jakiś dowód, że to robota Lisy, a nie skrzata. (At choćby taki długi, poskręcany złoty włos kontrastujący z jego czarnymi skarpetkami)
Ostatnia listopadowa misja dobiegła końca, Severus ostatkiem sił otworzył drzwi gabinetu i skierował się do swojego prywatnego apartamentu. To co tam ujrzał wcale go nie zaskoczyło, bo nie miał nawet sił pomyśleć, że to trochę dziwne. Jasnowłosa kobieta spała, oparłszy się o stos wypracowań. Severus ominął ją i padł na łóżko. Natychmiast zasnął.
Gdy obudził się rano, ruszył pod prysznic. Wypił parę eliksirów i poszedł na śniadanie. Z zadowoleniem pomyślał, że całe dwa tygodnie listopada oraz grudzień ma wolne od wszelkich misji. Ze skrzywieniem wspomniał sobie wczorajszą. Kosztowała go wiele trudu i była strasznie nieprzyjemna. Po śniadaniu spotkał się z Dumbledorem, by omówić szczegóły tamtejszej misji.
- Ranmount jest z nimi. - Severus rozejrzał się niespokojnie po gabinecie - Tak, jak Velusco Morales. To wszystko, czego zdołałem się upewnić.
Profesor Dumbledore pokiwał smutnie głową.
- Dobra robota Severusie.
Snape wstał i powoli ruszył do drzwi.
- To ja już pójdę, profesorze.
- Czekaj. - zatrzymał go Dumbledore - Powiedz, jak idą prace nad eliksirami?
- Wyśmienicie. - wycedził Snape, czując, że zapowiada się na dość głupią rozmowę - Znalazłem świetnych, nielegalnych przemytników. Są w stanie zapewnić nam zapas składników na ten rok.
Oczy Dumbledore'a pojaśniały.
- A jak spisuje się Lisa?
- Dobrze, wnioskuję to z tego, że jeszcze nie rozwaliła mi gabinetu. - odparł zimno - I powierzać jej eliksir broniący przed włamaniem do umysłu to szczyt nieporozumienia. Albus zaśmiał się pod nosem.
- Nie doceniasz jej, Severusie. Lisa jest bardzo zdolną kobietą.
Snape'owi szczególnie nie spodobał się ton, z jakim Dumbledore wymówił ostanie zdanie.
- Nie próbuj mnie z nią swatać, Albusie. - warknął i wyszedł, kierując się do lochów, gdzie miał teraz zajęcia z pierwszorocznymi. Nie pastwił się nad nimi szczególnie, bardziej zajęty był sprawdzaniem zaległych wypracowań.
W połowie lekcji usłyszał ciche pukanie. Niespokojnie uniósł głowę, takie pukanie mogło oznaczać tylko jedno.
- Cholera. - zaklął pod nosem, gdy wstając, strącił z biurka kilka pergaminów - Proszę! - warknął w stronę drzwi. Otworzyły się i do klasy weszła rozzłoszczona Lisa, prowadząc przed sobą Montague, który uśmiechał się kpiąco.
- Severus! - krzyknęła - Twój podopieczny stracił pięćdziesiąt punktów i żądam, byś go ukarał!
Kobieta aż kipiała ze złości. Czerwony rumieniec widniał na twarzy, włosy związane w dwa zawadiackie kitki drżały wraz z całą posiadaczką owego, co nie uszło Severusowej uwadze, pięknego ciała. Ubrana była w prostą, czarną szatę.
- Mogłabyś to jakoś uzasadnić Liso i gdybyś nie zauważyła ja tu właśnie prowadzę lekcję. - odparł chłodno Snape.
- On bezczelnie wiedząc, że boję się myszy, podłożył mi właśnie to stworzenie. - powiedziała Lisa przez zęby. Snape spojrzał na Montague, który najspokojniej otwierał pudełko z czekoladową żabą. Severus uśmiechnął się podle.
- Montaque? Czy podłożyłeś profesor Elsworth mysz?
Chłopak odwzajemnił złośliwy uśmiech i bez zmrużenia oka dopowiedział.
- Nie panie profesorze.
Severus zwrócił wzrok ku Lisie
- Ufam swoim uczniom i nie widzę powodu by dawać mu szlaban. A co do tych pięćdziesięciu punktów to Peacock - zwrócił się do najbliżej siedzącego, zdumiałego Ślizgona - za poprawne wykonanie eliksiru właśnie zdobyłeś taką ich ilość.
Snape uśmiechnął się identycznie, tak jak w tej chwili Montaque. Lisa była już wściekła do granic możliwości. Zrobiła to, co żaden z nich się nie spodziewał. Obydwóm wymierzyła policzki, po czym odwróciła się i wyszła.
Snape oraz Ślizgon stali jeszcze przez chwile zdumieli.
- Montaque więcej nie podkładaj profesor Elsworth myszy a teraz pomóż tym Ślizgoną, zwalniam cię z reszty Historii Magii - powiedział cicho Severus, po czym odszedł do swego biórka i pogrążył się w rozmyślaniach.
***
Lisa robiła porządki w swym kąciku, rzucając co chwila Severusowi nieprzychylne spojrzenia. Snape skończył sprawdzać wypracowania, zajrzał jeszcze do swych eliksirów i miał zamiar udać się do apartamentu, jednak jego wzrok zatrzymał się na Lisie, która z zapałem odkurzała zaklęciem swój kącik. Snape prychnął zniecierpliwiony, lecz kobieta zdawała się go kompletnie ignorować. Severus usiadł w fotelu i udał, że czyta książkę, w rzeczywistości czekał aż Lisa wyjdzie. Za bardzo kochał swój gabinet, by pozostawić tu Lisę samą. Natomiast ona przyrzekła sobie, że będzie siedzieć tu całą noc na złość Severusowi. Kiedy posprzątała swój kącik, nachyliła się nad oprawioną w skórę księgę. Chwilę stała w milczeniu wodząc palcem po pożółkłych kartach. Następnie pochyliła się nad kotłem i dolała do niego kilka kropel z fiolki, którą wyjęła z kieszeni swej czarnej szaty. Ziewnęła zasłaniając usta dłonią. Severus spoglądał na nią ukradkiem. Zawsze stronił od kobiet, może dlatego, że ich nie rozumiał. I choć Lisa wyprowadzała go z równowagi, to była mu najbliższą kobietą. Matka nigdy nie obdarzała go zbytnią miłością, a każda nowo poznana istota płci pięknej, prędzej czy później zniechęcała się do niego. Tylko Lisa zdawała się go lubić. Lecz teraz przeszkadzała mu niemiłosiernie. W głowie Severusa zaświtał iście diabelski plan. Podniósł różdżkę i wyczarował nią tłustą myszkę. Następnie pokierował ją do kącika Lisy.
- Aaaa! Mysz!!! - w gabinecie rozległ się paniczny krzyk Lisy. Fiolka, którą kobieta trzymała w dłoni zginęła śmiercią tragiczną w zderzeniu o podłogę.
Lisa niczym przerażone zwierzę wbiegła do gabinetu i bez uprzedzenia wpakowała się zgłupiałemu Severusowi na kolana. Jak małe dziecko, które boi się burzy, przytuliła się do niego i wyszeptała drżącym głosem:
- Ratunku... Zabierz ją i zabij, Severusie!
Tego mężczyzna się nie spodziewał i nie bardzo wiedział, co zrobić. Jednak szybko opanował sytuację.
- Spokojnie, Liso - przemówił próbując zepchnąć ją z kolan, jednak kobieta trzymała się kurczowo.
Severus mimowolnie się uśmiechnął, wyglądała tak słodko, lecz szybko przywrócił na twarz swój normalny wyraz.
- Liso! - wysyczał chłodno. - Zdajesz sobie sprawę, że siedzisz mi na kolanach?
Kobieta uniosła głowę i puściła szatę Severusa, spojrzała na podłogę z przestrachem.
- A jeśli ona tam jest? - zapytała lękliwie.
- To już nie mój problem - odpowiedział jej mężczyzna.
Lisa ze skrzywieniem postawiła stopę na kamiennej posadzce. Powoli, wahając się, wstała.
- Poczekaj tu. Mam chyba coś na strach do gryzoni - powiedział Snape, bo mimo wszystko, chciał jej pomóc, sam dokładnie nie wiedząc, dlaczego.
- Nie!!! Nie zostawiaj mnie tu! - Lisa w panice rzuciła się Severusowi na szyję.
Snape odsunął się od niej.
- Poczekaj, to tylko moment - powiedział.
Jego twarz przypominała kamienną maskę. Kobieta spojrzała na niego błagalnie, lecz ten odwrócił się i szybko poszedł w stronę swego apartamentu. Dreszcz przebiegł Lisie po plecach. Została sama w dużym gabinecie, a gdzieś w kącie czaił się ohydny potwór. Wydawało jej się, że słyszy skrobanie, szuranie małych łapek. Przyprawiało ją to o mdłości. Obróciła się nerwowo, patrząc w przerażeniu na ścianę, gdzie wyczuła jakiś ruch. Był to jednak tylko jej własny cień, który zamigotał w blasku świecy. Zdecydowała, że pójdzie tam, gdzie w tej chwili najbliżej i najbezpieczniej - do mieszkania Severusa. Ruszyła niepewnie. Kroki rozległy się echem w kamiennym lochu. Wkroczyła między regały ze składnikami. Teraz jej wyobraźnia zaczęła działać na dobre. Serce tłukło się w piersi jak oszalałe na widok każdego ciemniejszego zakamarka. Jej oczom ukazały się czarne mahoniowe drzwi - wejście do pokoi mieszkalnych Severusa. Była tam nieraz, a wszystko dzięki Zgredkowi, którego przekupiła. Skrzaty musiały mieć udostępnione apartamenty, by w nich sprzątać.
Położyła rękę na zimnej klamce. Odliczyła do trzech, otworzyła i spojrzała głęboko w czarne, chłodne oczy Severusa.
- Miałaś czekać w gabinecie - warknął, po czym podał jej kieliszek z fioletowym płynem. Lisa nie potrafiła zidentyfikować eliksiru.
"A jeśli to napój usypiający, a Severus to zboczeniec?" - zapytała się w myślach i ugryzła wargi, żeby się nie roześmiać.
- Nie ufasz mi? - zapytał mężczyzna ze złośliwym uśmieszkiem, widząc jej wahanie. - Wiesz, Liso, mogłaby to być trucizna, bo być może pomyliły mi się fiolki...
- Od jutra wszystkie zaopatrzę w etykietki! - zaofiarowała się Lisa przyglądając się miksturze na wpół podejrzliwie, na wpół z rozbawieniem. Zerknęła na Severusa. Minę miał bardzo zadowoloną, a oczy błyszczały mu ze złośliwej uciechy.
" Jak dziecko - stwierdziła w myślach. -Mały, niedobry, paskudny nietoperz."
Ostatni raz spojrzała na kieliszek i wypiła jego zawartość.
***
Grudzień przybył wraz z przymrozkami. Uczniowie tęsknie spoglądali w okna wypatrując pierwszych płatków śniegu. Lisa szybko otworzyła drzwi swego mieszkania. Pośpiesznie rzuciła masę wypracowań i książek na najbliżej stojący wygodny fotel. Gdy zaczynała tu pracować wszystko wyglądało inaczej. Proste krzesła, drewniany stół, szafa i łóżko, kojarzyło jej się to z mugolskim hotelem. Tylko łazienka w pełni odpowiadała jej stylowi. Duża, marmurowa komnata w dziwnym zielonym odcieniu, ładnie oprawionym lustrem, gustowną umywalką, ubikacją i z nieprzeciętną wanną o kilku kurkach, która wręcz zapraszała do kąpieli. Tam też skierowała się Lisa, to było jedyne miejsce, którego w ogóle nie zmieniła.
Teraz jej sypialnia zaopatrzona była w wielkie ciemnozielone łoże z baldachimem, pięknymi zielonymi zasłonkami, puchatym dywanem o tym samym odcieniu. Kamienne ściany przyozdobione były teraz zdjęciami w ramkach i dużym herbem przedstawiającym kulę Ziemską na tle dwóch skrzyżowanych różdżek. Na spodzie herbu srebrnymi literami wygrawerowane zostało "Elsworth".
Po dobrej godzinie, Lisa, owinięta w szlafrok, wkroczyła do sypialni. Ze ścian uśmiechały się do niej blondwłose oblicza jej brata, ojca chrzestnego i matki chrzestnej. To była jedyna rodzina, jaka jej pozostała. Rodziców wymordowali słudzy Voldemorta, tuż przed narodzinami Chłopca Który Przeżył. Zaś dziadkowie gdzieś zaginęli.
Z westchnieniem opadła na łóżko. Delikatnie wzięła zdjęcie oprawione w elegancką, srebrną ramkę, z pobliskiej szafki. Jej portret w krótkich blond włosach tłukło się na poduszki z prawie identyczną na twarzy, dużo wyższą osobą. Po chwili jej odbicie strasznie się nadąsało i odwróciło plecami. Wtedy druga osoba zaczęła ją przytulać i już po chwili Lisa-z-portretu dalej tłukła się na poduszki. Tą drugą osobą był Steve, jej brat. Tak strasznie go kochała. Chwyciła kolejne zdjęcie, tym razem oprawione w ramkę, po której skakały białe baranki. Steve, strasznie napuszony przypina sobie oznakę prefekta, by potem figlarnie ją przekrzywić i wystawić język. Trafił do Ravenclawu, był jednym z najlepszych uczniów, grał również w Quiddticha, w drużynie był obrońcą. Po skończeniu Hogwartu wyszkolił się na aurora, wstąpił do Zakonu Feniksa. Rodzice byli z niego bardzo dumni. I, mimo że Lisa zawsze żyła w jego cieniu, nigdy nie była zazdrosna. Po prostu nie mogła być, bo Steve był zbyt kochany. Ona poszła do Hufflepufu i było jej tam bardzo dobrze. Kolejne zdjęcie oprawione w szczerozłotą ramkę z herbem Elsworth powędrowało do jej rąk. Rodzice. Do jej oczu napłynęły łzy, oni mogli jeszcze żyć... Dlatego właśnie wstąpiła do Zakonu i choć wiedziała, że szczególnej roli tam nie dostanie, to miała nadzieję, że będzie mogła pomóc. Na wakacjach wypełniła parę misji, oczywiście z pomocą Steve'a, bo nad opiekuńczy brat nawet nie chciał słyszeć, by puścić Lise na samodzielną misję. Na zawsze pozostawała jego małą siostrzyczką. Odłożyła wszystkie zdjęcia i chwyciła najmniejsze. Młody chłopak o czarnych włosach stał pochylony nad kotłem notując coś zawzięcie na kawałku pergaminu. Krótkie, czarne kosmyki opadały mu na twarz. Odgarniał je, co chwila, niecierpliwym ruchem ręki. Zdjęcie oprawione było w czarną ramkę z podpisem:
"Severus - moja jeszcze niespełniona miłość". Lisa uśmiechnęła się smutno. Podwędziła mu to zdjęcie. W sumie to niedawno uświadomiła sobie jak bardzo tęskni do Severusa, dlaczego wkrada się do jego mieszkania, podczas gdy on jest na misji. Wchodziła do jego apartamentu, by poczuć jego zapach, dotknąć rzeczy, których on dotykał. To mieszkanie było aż przesączone jego obecnością, choć wcale go tam nie było.
"To głupota - pomyślała. - Dziecinada."
Nie sądziła, by Severus odwzajemniał jej uczucia. Miała taką nadzieję. Na razie wystarczała jej sama jego obecność, nawet choćby burczał i warczał.
"Pokochałam nietoperza" - stwierdziła w myślach, po czym zasnęła.
***
Lisa opatuliła się szczelniej szatą. Severusowe misje dziś dobiegały końca i trzeba było wszystko posprzątać. Szła pośpiesznie korytarzem mijając uczniów, innych nauczycieli, duchy. Po chwili doszła do lochów, otworzyła drzwi gabinetu i weszła. Wyjęła różdżkę i rozpaliła ogień. Otworzyła swoją torbę, by wyjąć kilka przysmaków, jednak zamiast tego wzięła za ogon białego szczura. Wyrzuciła go za drzwi gabinetu. Od czasu, gdy wypiła eliksir przestała bać się gryzoni, jednak i tak niemal codziennie znajdowała jakiegoś w ramach prezentu od życzliwego ucznia. To, że nie boi się już myszy i szczurów wywołało sporą sensację wśród młodzieży, a każdy chciał się o tym osobiście przekonać. Lisa zabrała się do odkurzania. Jej myśli błądziły przy zbliżających się feriach, a wraz z nimi świętach i oczywiście przy Severusie. Gdy szczegółowo przejrzała wszystkie eliksiry. Czy każdy z nich ma odpowiedni kolor, zapach, temperaturę, co trzeba do nich dodać, ile tego ma być, w jakiej kolejności. Zabrała się za doklejanie ostatnich etykietek, uprzątnęła jeszcze puste słoiki i poukładała nie uporządkowane składniki. Znalazła się w pobliżu czarnych, mahoniowych drzwi. Jej wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się na klamce. Było dość późno, w każdej chwili mógł wrócić Severus, a wtedy katastrofa gwarantowana. Podskoczyła ze strachu, gdy usłyszała za sobą ciche kroki, szybko odwróciła się na pięcie. Zza regału spoglądały na nią oczy wielkie jak talerze.
- Zgredek przyniósł ubrania i jedzenie - zajęczał piskliwy głosik. - Otworzyć apartament?
- Tak - wyszeptała Lisa.
Ostatni raz poszpera w jego prywatnych zakamarkach. Tylko zerknie, czy wszystko wygląda jak należy. Skrzat pstryknął palcami. Wielkie drzwi otworzyły się cicho. Lisa weszła do ciemnozielonego, gustownego przedpokoju. Mijając smukłe, przyozdobione srebrnymi wężami, weszła do sypialni. Również była ciemnozielona, a czarne solidne meble nadawały jej tajemniczości. Na dużym, okrytym srebrną narzutą, łóżku leżała niedbale rzucona szata. Kredens z pootwieranymi szufladami zachęcał, by zrobić z nimi porządek. Lecz lisa wiedziała, że nie ma praw, by coś z nimi zrobić. Może jedynie błądzić niczym duch, czując się jakby spoglądała Severusowi głęboko w oczy. Przecież mieszkanie, do którego prócz Severusa nikt nie miał wchodzić musiało być odzwierciedleniem jego duszy. Lisa rozejrzała się wokoło. Jedyne, co tu zmieniła to, to że wyciągnęła z szuflady komody zwinięte w rulonik, pogięte zdjęcie. Pamiętała, że raz przysnęła tu i Severus wrócił. Na szczęście prawdopodobnie jej nie zauważył. Dziękowała swemu fartowi. Teraz instynkt podpowiadał jej, by jak najprędzej się ulotnić. Jednak Lisa wcale nie miała zamiaru, mogła tu stać godzinami wypatrując najdrobniejszego szczegółu, przyglądać się stosom oprawionych w skórę ksiąg o niewiele mówiących tytułach. Nieraz odważyła się na więcej, dzięki małemu sprytnemu zaklęciu odnalazła schowek. Przypomniała sobie tę chwilę, dręczyła ją tak straszliwie, że potrzebowała myśloodsiewni, by przestać ją wspominać. Niestety nie posiadała jej.
Flash back
Lisa cichutko wsunęła się do Severusowego mieszkania. Była sobota, Snape był na misji. Tak jak to zazwyczaj robiła, usiadła na czarnym fotelu. Widziała tu już wszystko, znała każdy milimetr tego mieszkania. Mimo to, często myślała nad tym, czy Snape ma coś do ukrycia. Steve nauczył ją kiedyś zaklęcia odsłaniającego ukryte rzeczy. Po chwili wahania wyszeptała zaklęcie. Z różdżki wytrysnęło srebrne światełko i natychmiast otoczyło duży regał na księgi.
- A więc masz coś do ukrycia? - spytała samą siebie.
Rzucała kolejno różne zaklęcie na biblioteczkę, ale ona ani drgnęła. Zniechęcona usiadła. Następnie zaczęła przeszukiwać książki, nagle jedna spadła. Chwyciła małą, oprawioną w srebro książeczkę. Odnalazła w niej równie srebrny klucz. Usiadła w fotelu myśląc, gdzie by go wsadzić i wtedy wzrokiem napotkała mosiężny świecznik, misternie zdobiony wężami. Jeden z nich miał zamiast oka szparkę. Tam lisa umieściła kluczyk. Regał odsunął się, ukazując ciemne wejście. Kobieta niepewnie weszła do ukrytej komnaty. Była oświetlona pochodniami. Lisa zamarła. Na końcu pomieszczenia znajdowała się myśloodsiewnia, długi czarny płaszcz i przerażająco biała maska. Kobieta poczuła łzy napływające jej do oczu. Severus śmierciożercą? Zaczęła szlochać, nie mogła w to uwierzyć.
"Nie, Severus nie może być śmierciożercą!" - myślała rozpaczliwie.
Sama nie wiedząc, dokąd się kieruje, uciekła. Obdarzyła kogoś miłością, a on okazał się mordercą. Przestała płakać.
"Łzy niczego nie dadzą."
Otarła twarz i wyszła z gabinetu. Musi wiedzieć... może jest jeszcze nadzieja... Dotarła do kamiennego gargulca, pospiesznie wyszeptała hasło, posąg odskoczył. Weszła na schody, które łagodnie poniosły ją do góry. Zakołatała do dębowych drzwi gabinetu Dumbledore'a.
- Proszę wejść! - usłyszała łagodny głos dyrektora.
- Profesorze, ja... - wylała wszystkie swe uczucia, powiedziała o każdym szczególe. Tak jak córka zwierza się matce, ona czuła, że Albusowi można ufać.
Zrobiło jej się lepiej, choć w sercu czuła niepewność i strach. Po chwili doszedł do tego wstyd, że powiedziała wszystko zupełnie obcemu człowiekowi. Dumbledore uśmiechnął się życzliwie.
- Liso -zaczął delikatnie - Severus był śmierciożercą, ale przeszedł na naszą stronę.
Lisa poczuła jak ogromny ciężar spada jej z serca. Uśmiech momentalnie wrócił na jej twarz. Miała ochotę wstać i ucałować staruszka. Była taka szczęśliwa.
End of flash back
Usłyszała ciche skrzypienie za sobą, głośny, chrapliwy oddech. Zastygła w przerażeniu. W drzwiach salonu stał Severus z rządzą mordu w oczach. Chwiał się, z szaty skapywała mu krew. Miał poranioną lewą rękę. Podszedł i zacisnął prawą rękę na jej szyi, przygważdżając ją do ściany.
- Co... ty... tu... robisz?!
Mężczyzna ledwo stał na nogach, zachwiał się. Lisa przytrzymała go w pasie, popchnęła na łóżko. Rozpięła i zdjęła mu szatę.
- Zostaw...
- Pomogę ci - przyjrzała się jego ranie. Była głęboka i bardzo krwawiła. - Pójdę po eliksiry.
- Są w...
- Wiem, wiem - po chwili wróciła niosąc kilka fiolek z płynami. - Ten masz wypić - otworzyła buteleczkę i podsunęła Severusowi pod usta, drugim eliksirem polała ranę.
Mężczyzna skrzywił się z bólu. Krwawienie po chwili ustało. Lisa owinęła mu rękę bandażem.
- Co ty tu robisz? - zapytał ponownie Snape.
- Siedzę - kobieta odparła z uśmiechem.
Był taki bezbronny, położyła mu dłoń na torsie i ucałowała go w policzek.
- Dobrej Nocy.
Wyszła i uderzyła się ręką w czoło.
"Ale jestem durna" - pomyślała.
***
Severus sprawdzał ostatnie wypracowania przed feriami. Niestety kompletnie nie mógł się skupić na swojej pracy. Bo przed oczami co moment przebiegała na palcach Lisa, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Na próżno, bo oczy Severusa wodziły za nią nieustannie. Zamyślił się. Coraz częściej przyłapywał się na dziwnych wizjach, a najgorsze było to, że Lisa miała w nich rolę główną. Przyłapywał się również na tym, że zbyt często niż można by to było uznać za normalne wpatruje się w Lise. Przypomniał mu się wczorajszy sen. Nie wiedząc czemu Lisa siedziała mu na kolanach i już miał ją pocałować, kiedy do gabinetu wpadł Potter na Błyskawicy.
"Ten to zawsze musi wszystko popsuć" - pomyślał z sarkazmem.
Lisa sięgnęła po zdechłe pijawki zamknięte szczelnie w słoiku. Poczuła na sobie spojrzenie. Odwróciła się w stronę Snape'a. Zamarła i poczuła, że się czerwieni. Właśnie TAK to na nią jeszcze nie patrzył. Bardzo ją to krępowało, bo było to spojrzenie nieco pożądliwe. Czmychnęła do swego kantorka, czerwona po uszy. Po chwili, którą spędziła na próbach uspokojenia się i opanowania skołatanych nerwów, wyszła i usiadła w pobliżu Snape'a. Wyjęła ze swej torby zwoje pergaminu, które były pracą domową uczniów i zaczęła je sprawdzać.
- Nie możesz robić tego u siebie? - zapytał chłodno Severus.
- Nie - Lisa nie oderwała nawet wzroku od pergaminu.
- A możesz mi powiedzieć, co robiłaś w moim mieszkaniu? - mężczyzna uspokajał się w duchu, żeby nie wybuchnąć.
- Nie - odpowiedź kobiety była równie obojętna, co poprzednia.
- Liso! - warknął Snape.
- Tak, Severusie? - podniosła na niego lekko zdziwiony wzrok.
- Co robiłaś w moim gabinecie?
- Podziwiałam go. - ponownie spojrzała w pergamin.
Severus prychnął z poirytowaniem i wrócił do sprawdzania wypracować. Po piętnastu minutach przerwał jego pracę przerwał stłumiony chichot Lisy. Mężczyzna posłał jej pytające spojrzenie
- "Merlin zaśmiał się misternie", chyba chodziło mu, o co innego...
- To jest wypracowanie z Historii Magii, tak? - brwi Severusa powędrowały w górę.
- Częściowo - wyjaśniła Lisa - kazałam im napisać opowiadanie o swoim ulubionym czarodzieju.
Przełożyła kilka wypracowań.
- Zgadnij, o kim napisał Draco Malfoy...
Severus w milczeniu kiwnął głową, że wie.
- O Sam-Wiesz-Kim. Kazałam mu poprawić. Więc przyniósł opowiadanie o swoim ojcu. - Lisa prześledziła tekst wzrokiem. - Trzeba przyznać, że styl ma niezły. A Longbottom przyniósł mi pracę na o pani Sprout i to pełne błędów ortograficznych oraz interpunkcyjnych.
Severus przyglądał jej się w milczeniu. Była całkiem ładna, czy się śmiała, czy mówiła. Cała jego złość na nią minęła, gdy tylko usłyszał jej śmiech. Ciekawiło go, co też Lisa robiła w jego mieszkaniu, był pewien, że wchodziła tam częściej niż jednokrotnie. Bał się, że odkryła jego strój śmierciożercy; bał się, że gdy ściągnęła z niego szatę spojrzała na jego przedramię; bał się, że nagle odejdzie, nie mówiąc nawet "do widzenia". Niejednokrotnie w życiu żałował swego wyboru, ale wiedział, że to było mu przeznaczone.
- Liso - zwrócił się do kobiety, która zajęta była korektą kolejnego wypracowania. - To nie zmienia faktu, że byłaś w moim PRYWATNYM apartamencie.
Kobieta spojrzała na niego smutno i milczała.
- A co by było, jakbym tak niespodziewanie zjawił się w twoim mieszkaniu?
- Nic - odparła Lisa. - Zapraszam serdecznie.
***
Wreszcie rozpoczęły się upragnione przez wszystkich święta, zasypując błona Hogwartu zaspami białego puchu. Hogsmeade również wyglądało jak z bajki, okryte śnieżnobiałą kołdrą.
Lisa obudziła się w dobrym nastroju, a na stoliku odkryła grube koperty, kartki świąteczne i drobne pakunki. Pierwsza koperta o odcieniu jasno niebieskim była niewątpliwie od rodziców chrzestnych, którzy byli parą, a dołączony do niej mały pakunek był plikiem zdjęć, na których szalał ich malutki synek Steve, nazwany na cześć brata Lisy, oraz machali szczęśliwi rodzice. Kolejną kopertą był list od Steve'a i dołączone do niego zdjęcie, na którym podnosił na ręce swoją dziewczynę i uśmiechał się dumnie. Kolejne listy były od przyjaciół, od Francuzki Glorii, poznanej na kolonii małoletnich czarodziejów, od Davida - kolegi z jednego roku, od Vicky i Ingrid - dwóch bliźniaczek aurorek, z którymi zapoznała się podczas jednej z wakacyjnych misji. Przedostatnią była kartka od komitetu nauczycielskiego Hogwartu, a ostatnią rzeczą okazało się być czarne zawiniątko. Serce Lisy zabiło mocniej.
"Może od Severusa" - pomyślała z nadzieją.
Delikatnie rozwinęła czarny materiał i na jej dłoni wylądowała bransoletka. Dwa srebrne węże splatały się ze sobą misternie. Kobieta uśmiechnęła się promiennie, była pewna, że to od Snape'a.
Sięgnęła jeszcze raz po list od Steve'a. Nie przeczytała go dokładnie. Nagle jej wzrok zatrzymał się na jednym zdaniu.
"Jadę na misję do Azkabanu."
Mimo, że dementorzy odeszli stamtąd fale głębokiego niepokoju wdarły się jej do serca. Wzdrygnęła się, gdy usłyszała dobrze znany jej głos.
- Wszystkiego najlepszego z okazji świąt, Liso - z kąta wyłonił się złośliwie uśmiechnięty Severus.
Kobiecie z wrażenia wypadł list z dłoni i pośpiesznie rozejrzała się za szlafrokiem, bo stała tylko w błękitnej koszuli sięgającej niebezpiecznie wyżej kolan.
- Co... co ty tu robisz?! - zapytała pierwsze, co jej przyszło do głowy, wkładając puszysty szlafrok.
- W obecnej chwili stoję, w poprzedniej trochę się tutaj rozglądałem - uśmiechnął się ukazując, o dziwo wcale nie żółte zęby.
Lisa wbiła w niego wzrok. Jego włosy były również, jakby... puszyste? Dla kogo się tak zmienił? Czy to możliwe, że dla niej?
- Całkiem niezłe zdjęcia - stwierdził rozglądając się po ciemnym pokoju, gdyż okna były jeszcze zasłonięte.
Lisa rzuciła niespokojne spojrzenie na stolik nocny i jej twarz pokrył olbrzymi buraczkowy rumieniec. Severus uśmiechnął się mściwie.
Na stoliku wśród wielu różnych ramek stała mała, czarna i z doskonale widocznym napisem.
- To ja może już pójdę - dodał usłużnie.
Lisa ze spuszczoną głową odprowadziła go do drzwi. Gdy wychodził nie omieszkał rzucić jej spojrzenie pod tytułem: "I tu cię mam!".
Kobieta zamknęła drzwi z mieszanymi uczuciami.
Snape odszedł w kierunku lochów uśmiechając się przebiegle, w dłoni trzymał zdjęcie nastoletniej blondwłosej dziewczyny, nieco smutnej, ale z pewnością nie pięknej. Długie, smukłe ręce, szczupła sylwetka z zerowym biustem, burza jasnych i rozczochranych loków stanowiła pewnie masę kompleksów dla nastoletniej Lisy na zdjęciu.
***
***
Śnieg sypał się z nieba, zimny wiatr trzepotał płaszczami przechodzących ludzi. Lisa otuliła się szczelniej czarną zimową szatą. Silny podmuch wiatru zerwał jej z głowy czapkę. Nie wstała, by ją podnieść. Wpatrywała się uporczywie w jeden punkt. Krzyż dużego grobowca Elsworth'ów zasypywał śnieg. Zaczarowane znicze migotały rzucając światło na złoty napis. "Kochanym rodzicom - Steve", to najbardziej rzucało się w oczy. Nieco niżej widniał dopisek "oraz Lisa", prawie całkowicie pokryty śniegiem. Po policzku kobiety wolno potoczyła się łza. Zawsze żyła w cieniu, nigdy nie mogła równać się ze Steve'em. Po śmierci rodziców została na jego utrzymaniu. On miał dobrze płatną pracę, podczas gdy ona nie mogła znaleźć żadnej posady. On walczy za śmierć rodziców, kiedy ona musi bezczynnie siedzieć w Hogwarcie. Wydawało jej się, że Dumbledore przyjął ją tylko z litości.
"Jako zabawkę dla Severusa" - pomyślała z żalem.
Podejrzewała, że profesor Binns jeszcze długo mógłby być nauczycielem.
"Dlaczego nie mogłam zostać aurorką?"
Czuła, jak łzy coraz bardziej napływały jej do oczu. I mimo, że gdzieś w najgłębszym zakamarku serca była zazdrosna o Steve'a, to kochała go, bo jego nie dało się nie kochać. Był dla niej jedyną podporą, zawsze pomocny, traktował ją jak małe dziecko. Swoje własne dziecko. Wprawdzie misje dla zakonu wyszły nie najgorzej, to był cały czas przy niej. Gdy dostała propozycję pracu w Hogwarcie, Steve mało nie dostał szału. Wciąż powtarzał, że to niebezpieczne, że go tam przy niej nie będzie. Tak siedziałaby w bezpiecznej willi, a on byłby na misjach. Nie wierzył w nią i jej możliwości. Praca w Hogwarcie była jedyną szansą wyrwania się z rąk nadopiekuńczego brata, jedyną szansą do usamodzielnienia się.
"I ta misja w Azkabanie..." - łzy popłynęły obfitymi strumieniami po policzkach.
Bała się. Miała złe przeczucia. Jeżeli Steve powiedziałby, choćby wspomniał coś o tym, że może jechać z nim, bez względu na wszystko rzuciłaby pracę i pojechałaby z nim. Nie odwiodłyby jej nawet plany zakupu nowego mieszkania.
"A Severus?" - upomniał się cichy złośliwy głosik w jej głowie. Lisa wzniosła oczy ku ciemnemu niebu.
Rozterka - to właśnie czuła.
Ławka cicho skrzypnęła. Postać w czarnym płaszczu usiadła obok Lisy.
Czarne oczy wpatrzyły się w krzyż grobowca. Wiatr szarpał równie czarnymi włosami. Na twarzy mężczyzny malował się pokrętny usmieszek zamyslenia, a raczej oczekiwania na zauważenie jego obecności.
- Severus? - wyszeptała z niedowierzaniem Lisa.
- Przeziębisz się. Ile tu siedzisz? - głos jak zwykle nieco złośliwy, oczy spoglądające z mieszaniną dumy i dziwnej uciechy.
"Jak u młodego Malfoya" - podsumowałaby go Lisa, gdyby była w lepszym nastroju.
- Nieważne - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
Severus odchrząknął. W przeciwieństwie do Lisy, był w świetnym nastroju.
- Za dwa dni spotykam się z handlarzami składników. Mają świetne ceny, nawet za te legalne. Dumbledore kazał mi cię o tym poinformować.
- Po co? - spytała beznamiętnie Lisa.
Wbrew swojej woli w jej duszy działa się rzecz dziwna. Jeszcze przed chwilka miała ochotę ze sobą skończyć, a teraz najchętniej skakałaby z radości. Prawą ręką zgniatała już garstkę mokrego śniegu.
- No, na te twoje "eliksiry" - odpowiedział Snape z odrobiną uszczypliwej ironi. Zerknął na nią - nie zimno ci w głowę?
Wyciągnął różdżkę z kieszeni i już po chwili Lisa poczuła ciepło wyczarowanej przez niego czapki.
- Do zobaczenie - powiedział z dziwnym uśmieszkiem po czym wstał i ruszył w stronę żelaznej bramy Cmentarza Czarodziei niedaleko Hogsmeade.
Duża biała śnieżka ugodziła go w tył głowy.
***
Lisa zapaliła światło w swym mieszkaniu. Wróciła tu dość późno, bo wolała przejść się przez Hogsmeade. Z przyzwyczajenia zerknęła w lustro i aż podskoczyła. Na puchowej czapce widniał wielki czerwony napis "Kocham Severusa S.". Kobieta uświadomiła sobie, że przeparadowała tak przez całe Hogsmeade.
- Pożałujesz tego, Snape - zdjęła czapkę z głowy na wpół ze złością, na wpół ze śmiechem.
***
Lisa wpatrywała się w zaśnieżony krajobraz za swoim oknem. Raz po raz pociągając nosem, nuciła jakąś smętną melodie. Wzdrygnęła się na dźwięk stukania do drzwi. Otuliwszy się kocem podniosła się by je otworzyć. Jednak gość poradził sobie sam.
- A co to jeszcze nie gotowa? - warknął na powitanie Severus
- Na co gotowa? - zapytała zdumiona Lisa
Severus prychnął z poirytowaniem.
- Dzisiaj mieliśmy spotkać się z przemytnikami, wyobraź sobie, że to poważna sprawa i na pewno nie taka o której można zapomnieć.
- Przepraszam - wymamrotała kobieta poszukując wzrokiem chusteczki - Rozgość się. Ja się przygotuje.
Mężczyzna usiadł na fotelu przyglądając się jej badawczo. Schudła, była blada i miała pogrążone oczy. Wyszła z salonu, po jakimś czasie wróciła w czarnej prostej szacie.
- Możemy już iść - powiedziała cicho.
Mężczyzna poniósł się z fotela i podszedł do niej.
- Czy coś się stało? - zapytał na pozór swoim zwykłym zimnym głosem.
- Nie - odpowiedziała spuszczając wzrok w ten sposób, że nie trzeba było oklumencji by wiedzieć, ze kłamie.
- Skoro nie chcesz mi powiedzieć...
- Seeeevvveruus!!! - Lisa wybuchła nagłym, niespodziewanym płaczem, rzucając mu się naszyje. Oszołomiony mężczyzna zupełnie nie wiedział co zrobić z szlochającą kobietą wtuloną w jego ramie, po chwili namysłu poklepał ją po plecach.
- Spokojnie Liso, spokojnie - wymamrotał wyciągając z przepastnej kieszeni czarnego płaszcza małą fioleczke z żółtawym eliksirem - Wypij to, powinnaś poczuć się lepiej.
Kobieta otarła łzy, zerkając niepewnie to na Severusa, to na fiolkę.
- No przecież cię nie otruje - mężczyzna uśmiechnął się złośliwie. Kobieta odwzajemniła uśmiech.
- Ufam ci - szepnęła i wypiła eliksir. Po chwili poczuła jego wspaniałe działanie. Wszystkie czarne myśli, zmęczenie i nawet katar, odeszły.
***
Aportowali się przed skupiskiem mugolskich ciężarówek. Wiatr targał płaszczami ludzi którzy kręcili się wokół pojazdów, podśpiewując coś wesoło, po rusku.
- Czekaj tu na mnie - krzyknął Severus i wszedł pomiędzy ciężarówki. Podszedł do pierwszego napotkanego ruska.
- Rozmawiasz po angielsku? - zapytał
Mężczyzna skinął głową
- Gdzie jest Polak?
- Niet Polaków tutaj pan nie znajdziet, my tu ruskie... - odpowiedział natychmiast przemytnik, żywo gestykulując.
- Wiem. - przerwał niecierpliwie Severus - Ale gdzie wasz Polak?
- Nasz Polak! Pan mógł mówić od razu! Poszedli zaplić. Tam o! - machnął ręka w kierunku pobliskich drzew. Severus ruszył w tamtą stronę. Usłyszał podniesione głosy, w tym wyraźnie kobiecy.
- Lisa - mruknął poirytowany.
Faktycznie, stała tam z różdżką w dłoni naprzeciw trzech przemytników, którzy wcale nie wyglądali na przerażonych. Lisa puszczała wiązankę dość niestosownych przekleństw, a oni zaśmiewali się w najlepsze.
- Liso co się stało? Miałaś przecież czekać na mnie - warknął.
Lisa nadąsała się jak małe dziecko.
- No bo musze uwarzyć pewien eliksir, nieważne po co, nie ważne jaki, ale do moich prywatnych celów. I do tego potrzebna mi marihuana, a oni nie chcą mi jej sprzedać! I powiedzieli, że może się zastanowią, ale dopiero jak pójdę z nimi w krzaki!
- Panie Severus! My niewiedzieli, że ona z panem! - przerwał jej jeden z szmuglerów, którego Severus rozpoznał jako Polaka, ich szefa.
- Żartowali my tylko. - dodał inny.
- Liso po co ci eliksir wzmacniająco - rozweselający? - zapytał Severus spoglądając na Lise surowo.
- Nieważne - odburknęła kobieta.
Severus odszedł od niej zbliżając się do Polaka.
- Panie jakby ja miał taką kobietę to już bym się dawno za nią brał. - zachichotał rusek po cichu.
***
Aportowali się na zaśnieżonej polance w pobliżu Hogsmead. Składniki miały dojść za trzy dni, uzgodnili już cenę i ilość, teraz czekał ich tylko odbiór zamówionego towaru oraz zapłata.
Lisa milczała uparcie, Severus również. Brnęli przez śnieg nie oglądając się na siebie. Mężczyzna został nieco w tyle. Po chwili kobieta oberwała śnieżną kulką w głowę.
- O ty paskudny!
Schyliła się by ulepić śnieżkę, niestety Severus był szybszy i Lisa dostała kolejnymi kulkami.
- Sam tego chciałeś! - wrzasnęła wyciągając różdżkę.
Bawili się prawe jak uczniowie Hogwartu wypuszczeni na zasypane błonia. Wyczerpani opadli na dużą zaspę śniegu. I Lisie wcale nie przeszkadzał ciepły oddech Severusa wędrujący wzdłuż jej szyi. Jednak nie dane było im się cieszyć pięknem tej chwili. Przerwał im szyderczy, zimny śmiech dobiegający z pobliskich drzew.
- Zostań tu - szepnął mężczyzna wstając na równe nogi. Wyszedł na środek polanki, rozglądając się nerwowo. Kobieta zatrzęsła się z przerażenia. Szyderczy śmiech odezwał się jeszcze raz, tym razem przy samym Severusie. Otoczyły go czarne postacie. Lisa wstrzymała oddech.
"Śmierciożercy" - przebiegło jej przez głowę.
- Witaj Severusie! Nasz stary druhu! - powiedział z ironią, jeden z nich. Stali wokół Severusa ciasnym kołem. Twarzy nie było widać spod białych masek. Severus nie wyglądał na przerażonego. Spoglądał na otaczające go postacie z zimnym spokojem.
- Czarny Pan już dawno o ciebie pytał. - dodał drugi głos, niemniej szyderczy.
- I zaczyna mu już przeszkadzać to, że ciągle węszysz. Dlatego kazał nam zrobić z tobą porządek.
- A my oczywiście zrobimy. Z tobą i z twoją koleżanką.
Severus nie potrafił powstrzymać mocno zaniepokojonego spojrzenia w stronę zaspy.
- Ha ha, czyżby nasz stary Severus się zakochał? Nie przedstawisz nam swojej lubej? - szydził dalej jeden z śmierciożerców. - Zawołasz ją tu grzecznie czy mamy kogoś po nią wysłać?
Zakapturzony mężczyzna uniósł dłoń na co z lasu wysunęła się czarna postać. Lisa poczuła potworne zimno a wraz z nim w jej głowie zaczęły odtwarzać się wszystkie najgorsze wspomnienia. Severus również to odczuł, natomiast śmierciożercy zdawali się już być do tego przyzwyczajeni.
Lisa wyciągnęła różdżkę. Musi coś zrobić. Czuła to i wiedziała, teraz naprawdę uświadomiła sobie jak ważny jest dla niej Severus. Dokładnie w tej chwili, gdy w każdej sekundzie mógł zginąć.
Ale co ja mogę? No co? - myślała gorączkowo. Nie mają szans, liczba przeciwnika jest zbyt duża. Jakoś udało jej się opanować napływ złych wspomnień, teraz liczyła się dla niej jedna rzecz. Musi ocalić Severusa. Przypomniało jej się jedno zaklęcie, którego uczył ją Steve. Jednak nigdy nie udało jej się do końca go wykonać.
Jak to szło? Jak to szło? - powtarzała gorączkowo.
Dementor wsunął się na polanę i każdy czuł bijące od niego zimno, natychmiast skierował się w stronę zaspy. Severus popchnął jednego ze śmierciożerców i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, rzucił się za okropnym stworzeniem. Jednak już po chwili zatrzymał go promień i ból zaklęcia Cruccio.
Lisa nie była ani szczególnie uzdolnioną, ani odważną osobą, już bardziej można by ją nazwać lekkomyślną. Jednak miała w życiu swoje cele i wartości a najważniejsza z nich - miłość. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że w imię miłości jest gotowa do wielkich poświęceń. Mimo że drżała z przerażenia postanowiła, że nie pozwoli zniszczyć tego co dla niej najważniejsze.
- Expecto Patronum!
Z krańca jej różdżki wystrzelił jasny obłok. Wisiał w powietrzu kłębiąc się. A zimno było coraz bardziej dokuczliwe, jednak kobieta nie traciła nadziei bo wiedziała, że to by była klęska zaklęcia, jak i również jej i ...Severusa. Jej serce zalało się ciepłym uczuciem, a w tym samym momencie z obłoku uformowało się niewielkie, jasne zwierze. Z charakterystycznym stukotem kopyt natarło na dementora.
Chwila nerwowego napięcia, była dla Lisy wiecznością.
Co dalej? - zapytała sama siebie, nie mając odwagi wstać. Ktoś nachylił się nad nią i podał jej ręke. Ktoś bardzo zakrwawiony.
- Severus! - krzyknęła wstając. W przypływie szlochu wtuliła się w jego ramie.
- Uciekajmy, nie ma czasu. - szepnął ochryple - Mogą wrócić.
***
- A co się właściwie stało? - zapytała popijając ciepły płyn.
- Wystraszyli się. Myśleli, że to Dumbledor przyszedł nam na ratunek. - w oczach miał coś smutnego i przykrego, oparł się o biurko przyglądając jej się bez uśmiechu. - Ty mogłaś zginąć. Z mojej winy.
Lisa odłożyła kubek z herbatą. Wstała i podeszła do niego. Początkowo miała zamiar, przytulić, objąć go ale nie była pewna jego reakcji. Wolała nie ryzykować, Severus nie był w nastroju. Spojrzała mu poważnie w oczy.
- Nie winie cię za to.
Przypadkowo położyła rękę na biurku dokładnie tam gdzie swoją miał mężczyzna. Przypadkowo. Severus również spojrzał jej w oczy, ale tak, że na twarzy kobiety wykwitł iście soczysty odcień czerwieni. Przysunął się do niej i dotknął dłonią jej policzka. Po chwili jakby zorientował się co robi, odsunął się.
- W co zmienił się mój patronus? - zapytała Lisa o pierwszą lepszą rzecz która przyszła jej do głowy, byle by zabić krępujące milczenie.
- Twój patronus zmienił się w... kucyka - Severus był poważny lecz Lisa dostrzegła że kąciki jego ust drgają.
***
...zaginął w trakcie wykonywanej misji...
Błękitne oczy jeszcze raz przeczytały wybrany urywek tekstu.
... zaginął w trakcie...
Duże krople łez spłynęły po bladych policzkach, opadły na pergamin i rozmazały czarny atrament.
...zaginął...
Lisa zacisnęła ręce na swej głowie i usiadła by nie upaść, zanosząc się panicznym szlochem. Nie mogła nic zrobić. Po chwili jednak uspokoiła się, dawno zrozumiała że płacz nic nie da. Choćby sytuacja była bez wyjścia. Jednak teraz widziała wyjście. Choć było dla niej równoznaczne z jej własną śmiercią.
Musze tak postąpić... musze... bez wzglądu na wszystko! Jestem jego siostrą... na pewno na mnie liczy... Nie mogę go zawieść!
Nie wierzyła w to, że zdoła ocalić Steva. Bo to, że ocaliła Severusa było dla niej limitem cudów. Teraz musiała ratować brata, będącego gdzieś w Azkabanie. Nie wyobrażała sobie tego lecz już zadecydowała. Przecież miłość była dla niej najważniejsza. Szybkim krokiem przemierzała korytarz, była godzina późnego wieczoru. Nie spotkała po drodze nawet ducha. Starała się o niczym nie myśleć. Właśnie dostała list który poinformował ją, że z jej bratem nie ma żadnej łączności i możliwe jest nawet to że zginął. Postanowiła go odnaleźć. Prosi o zwolnienie z pracy i pomoc w odnalezieniu najbliższego pola aportacyjnego lub świstokliku. W poukładane myśli wlała się wątpliwość.
A jeśli on już nie...
A co powie na to Dumbledor, a jeśli...
No a Severus... Nie... to nie ma nic do rzeczy... Musze bez względu na wszystko... bez względu na wszystko...
To nie może skończyć się dobrze...
Stanęła przed kamiennym posągiem czując w głowie mętlik. Jakby w transie wypowiedziała hasło oraz wspięła się na pierwszy stopie schodów które łagodnie poniosły ją w górę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Midrid
zielony perwers
Dołączył: 01 Cze 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z zielonego raju :)
|
Wysłany: Sob 19:51, 03 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Seerp xD
Ja już chyba kiedyś pisałam, że to jest świetne, nie? ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Serpi
Lord of Arcania
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 22:51, 18 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
ja nie wiem pod wpływem jakiego trunku ja spisałam to wszystko ^^ xD
Jakgdybym pisała to teraz to wyszedł by mi niezły erotyk xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|